Azita ma ponad trzydzieści lat, czwórę dzieci i zajmuje się polityką. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mieszka w Kabulu, stolicy pogrążonego w chaosie Afganistanu. Kraju, w którym miejsce kobiety jest w domu, a jej rola sprowadza się do rodzenia dzieci i opieki nad mężem. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron „Chłopczyc z Kabulu” autorstwa Jenny Nordberg, byłam przekonana, że książka będzie niezwykle ciekawą historią o życiu Azity właśnie. Tak rzeczywiście jest, losy Azity przewieją się przez całą opowieść, ale „Chłopczyce z Kabulu” poruszają nieco inny, zupełnie zaskakujący i niezwykły temat.

Gdy Nordberg spędza czas z rodziną Azity, jedna z jej córek mówi reporterce, że jej najmłodszy brat tak na prawdę jest jej siostrą. Nordberg na początku nie dowierza, ale matka potwierdza, tak pozwalam najmłodszej córce ubierać się i zachowywać jak chłopiec. Rodzina i niektórzy sąsiedzi zdają sobie sprawę z tej mistyfikacji, ale w Afganistanie lepiej mieć udawanego syna niż nie posiadać go w ogóle. Gdyby nie ten zabieg, Azita byłaby matką czterech córek, czyli kobietą społecznie ułomną, zupełnie niewiarygodną jako polityk.

Zafascynowana tym przypadkiem, Nordberg zastanawia się czy rodzina Azity jest wyjątkiem czy może jest to zjawisko powszechnie znane w Afganistanie, tajemnica poliszynela. Zaczyna pytać, drążyć, śledzić i odkrywa bacza pusz, co w dosłownym tłumaczeniu z języka dari, który jest jednym z języków urzędowych w Afganistanie, oznacza przebrana za chłopca. Ale bacza pusz to więcej niż przebranie, to życie jak chłopiec z wszystkimi przysługującymi mu prawami i zachowaniami niedostępnymi dla dziewczynek. Bacza pusz może sam wyjść z domu, może biegać, skakać, wspinać się po drzewach, grać w piłkę, głośno się śmiać, nosić spodnie, krótkie włosy i odkrytą głowę. Może mieć swoje zdanie i głośno je wyrażać.

Zdarza się, że dziewczynki żyją tak od urodzenia. Zazwyczaj w sytuacji gdy kobieta rodzi kolejną, co często oznacza szóstą lub siódmą, córkę, mułła lituje się nad nieszczęściem rodziny i podpowiada, by dziecko wychowywać jak chłopca. Nie tylko oszczędzi to wstydu rodzinie, ale zwiększy szansę na urodzenie chłopca w przyszłości, bowiem w społeczeństwie afgańskim,  w którym poziom analfabetyzmu sięga 90%, bacza pusz jest jednym z uznanych sposobów na poczęcie syna w przyszłości – kobieta napatrzy się na chłopca i w końcu chłopca urodzi.

chłopczyce z Kabulu

Nawet gdyby Jenny Nordberg skupiła się na opisaniu jednej czy dwóch historii bacza pusz, książka byłyby niezwykle ciekawa, ale ta Szwedka z pochodzenia, bada sprawę szczegółowo i wieloaspektowo. Pokazuje jak bycie bacza pusz wpływa na późniejsze życie kobiety, docieka w jakim wieku dziewczynka musi wrócić do noszenia sukienek, co jeśli przegapi ten czas lub jeśli nie będzie chciała po latach żyć jak kobieta, zastanawia się czy bacza pusz to zjawisko miejskie, czy występuje również na biednych, afgańskich wsiach, jak różni się życie dziewczynek żyjących jak chłopcy w zależności do środowiska, w którym dorastają, próbuje także odpowiedzieć na pytanie czy to nowa moda czy stary, afgański zwyczaj.

„Chłopczyce z Kabulu” to także spojrzenie na Afganistan i toczącą się tam przez wiele lat wojnę oczami kobiety. Rzadkie spojrzenie. Przywykliśmy do tego, że  korespondentami wojennymi są mężczyźni, którzy spędzają czas z innymi mężczyznami i pokazują ich punkt widzenia. Natomiast Jenny Nordberg weszła do afgańskich kuchni i ciasnych mieszkań, siadła z kobietami na podłodze i wysłuchała dziesiątek historii o aranżowanych małżeństwach, przemocy domowej, upokorzeniu, którego sprawcami są nie tylko mężczyźni, ale także, a może przede wszystkim, inne kobiety, walczące o swoją pozycję w rodzinie. W „Chłopczycach z Kabulu” pokazuje czy i jak Afganki próbują sobie radzić z otaczającą je rzeczywistością.

Książka zwraca również uwagą na rolę organizacji pomocowych w Afganistanie. Autorka pisze o nieskoordynowanych działaniach prowadzonych zza murów otaczających eleganckie wille. Jest to zdecydowanie poboczny temat Chłopczyc, ale – moim zdaniem – również bardzo ciekawy i wart pogłębienia.

Wszystko to napisane jest przystępnym, ładnym językiem i stanowi wciągającą, spójną całość. Zakończenie każdego rozdziału jest zaproszeniem do kolejnego, a początek każdego nowego rozpoczyna się zdaniem perełką, które od razu rozbudza zainteresowanie czytelnika. Jednym słowem, „Chłopczyce z Kabulu” to najlepsza książka, jaką czytałam w tym roku. Tych 350 stron wchłonęłam w dwa dni. Gorąco polecam!

Jenny Nordberg „Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie” (wydawnictwo Czarne, maj 2015). Moja ocena 9,5/10.